Operacja w ciąży

Po każdej burzy wychodzi słońce, a po każdym złym doświadczeniu następuje to dobre. Magdalena Witkiewicz powiedziała:

“Myślcie pozytywnie. Pozytywne myśli przyciągają dobrych ludzi. I przyciągają szczęście. Złe myśli i słowa tylko pomnażają zło na świecie.”

Listopad 2017 dowiadujemy się, że drugi raz zostaniemy rodzicami. Planujemy, marzymy i patrzymy w kalendarz kiedy plany zrealizujemy. Ja nie myślę, aby zrezygnować z pracy, ba liczę, że prawie do końca ciąży będę pracować… Aha. Nadszedł styczeń. Zaczynam szkolić nową osobę na zastępstwo w pracy. Jest wspaniale. Czuję się dobrze.

Do czasu…

W nocy z soboty na niedzielę dopada mnie ból taki, ze obrócić się nie mogę. Budzę męża i mówię jedziemy na SOR, bo w ciąży nie będę czekać, a pewnie mam znowu atak kolki nerkowej. Jedziemy. Dostaję antybiotyk. W niedzielę rano robię badania, CRP ok.90. Myślę, ok, pewnie było więcej ale po antybiotyku już spadło. W poniedziałek z rana dzwonię do swojego ginekologa i umawiam się na wizytę. Bada mnie, ale nie podobają mu się moje bóle otrzewnowe. Mówi, że przy kolce nerkowej nie powinno ich być. Dzwoni do znajomego urologa, konsultuje się. Zleca powtórne badania krwi. Wypisuje skierowanie do szpitala na chirurgię, tak na wszelki wypadek, bo wg jego opinii to wygląda na zapalenie wyrostka robaczkowego. Poleca również chirurga. No nic myślę, umawiam się na wizyty. We wtorek rano jadę na badania krwi. Około południa sprawdzam czy już może są dostępne wyniki. Nie ma. Zamykam komputer. Za minutę….

Dzwoni lekarz…

“Pani Agnieszko, ma Pani CRP powyżej 100, proszę się ubierać i w tej chwili jechać do szpitala.” Nie pytajcie mnie co czułam jak usłyszałam to zdanie. Myślę, jak to operacja? W ciąży? Co z małą? Myśli 100 na minutę. Trzeba się opanować. Dzwonię do męża, który 15 minut wcześniej wyjechał do pracy. Każę mu zawracać, bo musi mnie zawieźć do szpitala. Jakie szczęście mieliśmy, że teściowa była w domu i mogła się zająć starszą córka.

Lekarz?

Jedziemy do szpitala. Izba przyjęć. Pobierają krew. Zakładają wenflon. Przychodzi chirurg ogólny i mówi: “Ale ja Pani nie przyjmę na oddział, bo nie mam miejsc.” Jak to usłyszałam to szczękę prawie zbierałam z podłogi. Jak to, kobieta w ciąży i on mi mówi, że miejsc nie ma?!?! No nic, czekam na USG i myślę co robić. Po USG, na którym już prawie nic nie widać, tylko płyn w jamie brzusznej, wymyśliłam.

Po raz pierwszy w życiu nie miałam wyrzutów sumienia, jeśli chodzi o korzystanie z czyjegoś wsparcia i wyjścia przed szereg. Po prostu dostania się do lekarza bez kolejki. W końcu tu już nie chodzi tylko o mnie, ale też o moje dziecko. Dzwonię do ginekologa (a muszę powiedzieć, że lekarz z powołania) i streszczam mu całą sytuację. Pyta mnie, czy chcę skorzystać z pomocy, bo może zadzwonić do drugiego szpitala, gdzie ma znajomą i “zaklepać” mi miejsce na chirurgi. Korzystam z pomocy. Potrzebne jest też dodatkowe skierowanie na chirurgię, bo tego już nie odzyskam, więc dzwoni do swojego kolegi, który ma dyżur na ginekologii i tłumaczy co ma zrobić, abym szybciej mogła się dostać na chirurgię. Dodam, że drugi szpital jest oddalony od pierwszego szpitala ok. 40-50km.

Decyzja podjęta

W końcu chirurg, który mnie spławił, przyjmuje. Ja już go nawet nie słucham, tylko proszę o wypis i mówię, że mam miejsce w szpitalu, bez jego pomocy. Wychodzimy, jedziemy na ginekologię. Przychodzimy na Izbę Przyjęć. Zostaję przyjęta bez kolejki (tak, teraz możesz mnie przeklinać, myśleć o mnie co chcesz, w tamtym momencie, byłam zmęczona i wystraszona i w nosie miałam innych), dostaję nowe skierowanie i jedziemy dalej.

Światełko w tunelu

Dojeżdżamy. Zostaję przyjęta na Izbie. Mówię, że tutaj podobno mam miejsce. Pielęgniarki dzwonią i potwierdzają. Lekarz dyżurujący ściąga zastępce ordynatora chirurgii, bo nie wie co ze mną zrobić. Robią kolejne USG i zapada decyzja. Zostawiamy na oddziale. Jutro operacja, chyba, że w nocy będzie potrzeba to na cito w nocy. Kolejnego dnia rano po obchodzie, zostają zabrana na badania. Kolejne USG, na którym dalej nic nie widać. Decyzja – operacja. Bez operacji nie zobaczymy co Pani dolega.

Czas na operację

Po popołudniu, po wszystkich kolejnych badaniach, zostaję zabrana na salę operacyjną. Wszyscy są mili. Ja mam pytań 100 (tak ze stresu zadaję pytania, które mnie nurtują), zyskuję na każde wyczerpującą odpowiedź. Jestem spokojna jak nigdy. Anestezjolog mówi, że czekamy z narkozą, aby była jak najkrócej. Zasypiam. Budzę się po wszystkim. Najbardziej utkwił mi w pamięci jeden szczegół – po operacji, gdy przewożą mnie na salę operacyjną, ktoś krzyczy, DAJCIE USG. Przywożą maszynę i robią mi usg, mówiąc, zerkniemy teraz na Pani dzidziusia. Córeczka się ruszała, serduszko biło. JEST OK.

Po zabiegu okazało się, że był to atak wyrostka. Wyrostek już się rozlał, stąd płyn w jamie brzusznej. Na szczęście wszystko się skończyło. Po narkozie dopadły mnie możliwe skutki uboczne, ale to nic. Przeżyłam. Było już dobrze. Brzuch przestał boleć. To było najważniejsze.

Los płata figla

Zdarzenie to zmieniło wszystkie moje plany o 180 stopni, ale mogłam je trochę zmienić. W końcu byłam zdrowa, moja dziewczynka mała również. To było najważniejsze.

Przez cały czas wierzyłam, myślałam o tym co będzie później. Wiedziałam tylko, że MUSI być dobrze. Innej opcji nie brałam pod uwagę. Gdy coś się dzieje, staram się właśnie tak to spostrzegać. Czasem tylko, podkreślam czasem, gdzieś z tyłu głowy pojawia się głos rozsądku, ale nie dopuszczam go do głosu. Wciąż myślę pozytywnie.

“Optymizm jest WIARĄ, która prowadzi do realizacji celów. Nic nie można zrobić bez NADZIEI i PEWNOŚCI SIEBIE” rzekła Helen Keller.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *